Wstęp


R a i n a

Dlaczego to koniecznie musiała być ona?
Raina Webber zbiegała po stromych, betonowych schodkach rodzinnego bloku. Kieszenie jej obszernego, szarego swetra były wypchane papierami, drobniakiami i przeterminowanymi żelkami w kształcie gwiazdek. Zegar nie wisiał na ścianie, ale gdyby wisiał, to wybijałby właśnie pierwszą.
"To zdecydowanie nie powinnam być ja" - pomyślała dziewczyna pchając ciężkie, stalowe drzwi, by wydostać się z budynku i zaczerpnąć nocnego, chłodnego powietrza. Wciąż nie rozumiała, dlaczego nie mogła tego zrobić na przykład Lupe. Przecież paliła się do tego zadania przez ostatni tydzień, robiąc plany, rysując mapy i szukając wzrokiem aprobaty Trystane'a, która czasem odbijała się w szybach, a Lupe syciła się nią, choć wiedziała, że przeznaczona była dla kogoś innego. Od ponad roku planowali ucieczkę do Wewnętrznego Kręgu, skąd później mieli przedostać się samolotem za granicę, może do Vironum albo nawet do Seiny. Prawie cały plan był gotowy od miesięcy, z wyjątkiem tego pierwszego kroku, sposobu na ominięcie najważniejszej pułapki - Muru Wewnętrznego. Aż wreszcie Trystane'owi udało się nawiązać kontakt z kimś z Wewnętrznego Kręgu, kto obiecał załatwić czyste przejście dla jednej osoby oraz fałszywe dokumenty dla całej reszty. Lupe dawała wszystkim do zrozumienia, że tylko ona jest w stanie wykonać tak trudną misję i Raina się z nią całkowicie zgadzała. Raina z reguły starała się zgadzać z Lupe, bo zgadzanie się nie było bolesne, a czyniło życie dużo łatwiejsze. Jednakże dzień przed terminem wyprawy Trystane wyznaczył do zadania Rainę, ku zaskoczeniu pozostałej trójki. Powiedział, że Raina jest najbardziej zwinna i najmniej się rzuca w oczy, co oczywiście nie było prawdą. Nikt nie miał wątpliwości, że to Lupe kamuflowała się lepiej, ze swoimi krótkimi włosami, chłopięcą sylwetką i czarnymi, jednolitymi ubraniami. Raina była nieco niższa, ale jej długie jasne włosy i kobiece kształty na pewno nie czyniły ją niezauważaną. Trystane, jak każdy człowiek, miał swoje kompleksy i słabości. Jak każdy przywódca, musiał je ukrywać pod maską wiecznej zaradności, gdzie rosły i potęgowały się z każdym dniem. Raina nie była głupia, choć na ogół nie próbowała dowodzić swojej inteligencji. Wiedziała, że Trystane nigdy nie wybaczył jej tamtej czerwcowej nocy, kiedy siedział sam przy ognisku ze starą gitarą i zaprosił ją gestem do siebie, a ona uśmiechnęła się uśmiechem matki, której syn prosi o kolejną tabliczkę czekolady, a przecież wie, że już więcej nie ma. Uśmiechnęła się wtedy i zniknęła za drzwiami do pokoju Declana, a Trystane zrozumiał, że Raina zawsze będzie znikać za tymi drzwiami, że jest własnością Declana, bo to on kochał ją pierwszy, kochał ją zanim ktokolwiek inny wpadł na pomysł, że w ogóle da się ją kochać. Trystane to zrozumiał i nigdy tego nie wybaczył. Raina wiedziała też, że nie pasowała do swoich przyjaciół, może dlatego, że to nigdy nie byli jej przyjaciele, a tylko ludzie, z którymi musiała przebywać, by zapłacić cenę za miłość Declana... A może dlatego, że nigdy nie zależało jej na ucieczce z Zewnętrznego Kręgu, gdzie życie było ciężkie, ale przynajmniej znane od poszewki i nudnie oczywiste.
Z tych wszystkich powodów Raina musiała być tą, która przeprawi się na drugą stronę Muru. Wciąż zadawała sobie pytanie "Dlaczego ja?", jednak dobrze znała na nie odpowiedź. Starając się zachować ją w sferze nie do końca uświadomionej, przemykała ciemnymi ulicami w kierunku środka miasta, w kierunku centrum wszechrzeczy, w kierunku Muru odgradzającego Wewnętrzny Krąg.
Wreszcie ujrzała go. Po raz drugi lub trzeci w życiu, co prawda, ale wciąż wywierał na niej takie samo wrażenie. Ogromny, wysoki, ciągnący się aż po horyzont mur z grubego, matowego szkła. Jako dziecko Raina dziwiła się, że nie da się go po prostu zbić. Dopiero później Declan opowiedział jej o sile i wytrwałości tego specjalnego szkła, sprowadzonego gdzieś z wielkich hut Eboru. Kule armatnie, lasery, bronie chemiczne - to wszystko nie pozostawi na nim nawet najmniejszej rysy. Na dodatek wszelki próby wdrapania się na szklany pion były równoznaczne ze śmiercią. Każda z bram pilnowana była cały czas przez co najmniej czterech strażników. Jednak teraz, przez dokładnie pięć minut, nikt nie stał na warcie. Tajemniczy przyjaciel z Wewnętrznego Kręgu obiecał, że oczyści przejście i rzeczywiście uczynił to. Raina wychyliła się zza rogu pobliskiej kamienicy i podbiegła do metalowych drzwi wykutych w szkle. Tak jak to było zaplanowane, ich sojusznik pozostawił je otwarte. Raina musiała je tylko niedbale pchnąć, by znaleźć się w świecie marzeń, w utopii znanej jedynie z opowieści - w Wewnętrznym Kręgu.
Na pierwszy rzut oka miasto nie zrobiło na Rainie większego wrażenia. Była noc, a nowoczesne, szklane budowle wydawały się zimne, ciemne i niepociągające. Oczywiście, dziewczyna rozkoszowała się możliwością chodzenia po równo wybrukowanym chodniku, ale spodziewała się czegoś bardziej spektakularnego, czegoś, co sprawi, że zapragnie nigdy nie opuszczać tego miejsca. Póki co pragnęła jedynie ukończyć swoje zadanie i udowodnić Lupe, że myliła się co do niej i że jedna czerwcowa noc nigdy nie powinna decydować o życiu człowieka. Zerknęła na karteczkę z adresem, pod który miała się udać, a potem na mapę. Przyspieszyła kroku czując, że jej powieki coraz częściej mrugają ze zmęczenia. Nagle usłyszała ciężkie kroki kogoś, kto podążał za nią. Sparaliżowana strachem zatrzymała się. Pamiętała, co mówił jej Garett, specjalista od pościgów i ucieczek. Idź dalej do przodu. Nie przyspieszaj. Za wszelką cenę nie odwracaj się. Nie odwracaj się. Lecz mimo, iż nakazywała swoim nogom ruszyć do przodu, wciąż stała w miejscu, a kroki zbliżały się, głośniejsze i mocniejsze.
- Hej tam, obywatelko! - usłyszała donośny, męski głos - Co robisz poza domem o tak późnej porze? Dokumenty, proszę. 
Raina wymacała w kieszeni pistolet, który otrzymała od Garetta. Wzięła głęboki wdech, odwróciła się i pociągnęła za spust. Później nie pamiętała nawet, czy miała wtedy otwarte, czy zamknięte oczy. Pamiętała jedynie, że chybiła. Nigdy nie była dobrym strzelcem.
Później chyba ją aresztowali. Ale wcześniej opróżnili kieszenie jej swetra z papierów, map i żelków, tych w kształcie gwiazdek, jedynych słodyczy, jakie można było kupić w spożywczaku. Słyszała swój własny głos mówiący "To nie powinnam być ja" i mnóstwo cudzych wypytujących ją o nieznane jej nazwiska, miejsca i daty. Nic nie odpowiadała, bardziej ze zmęczenia niż z poczucia obowiązku. Kiedy zapytano ją o zawód matki odpowiedziała, że prawdopodobnie praczka i czuła się bardzo szczęśliwa, ponieważ wiedziała, że powiedziała prawdę. Raina bardzo nie lubiła kłamać. Potem wsadzili ją do jakiegoś samochodu bez okien i mknęli szosą przynajmniej dwieście na godzinę. Raina jeszcze nigdy nie jechała aż tak szybko i musiała przyznać, że było to bardzo przyjemne. Buczenie silnika i ściszone rozmowy usypiały ją lepiej niż odgłos palców Declana wystukujących pracę magisterską na maszynie. Zasnęła.

E d g a r

Darius Lindquist zamknął za sobą drzwi gabinetu. Wskazał Edgarowi fotel, po czym sam usiadł po drugiej stronie biurka.